Mnie adrazu kinułasia ŭ vočy, što staršynia sielsavieta kiepska paholeny. Kali b jon trapiŭ u krainu nadta maleńkich liliputaŭ, tyja mahli b paličyć kasmatyja łapiki vałośsia na jahonych ščokach aazisami ŭ pustyni. Mužčyna siaredniaha vieku ź vialikimi załysinami, adziety ŭ ciesnavaty šery kaścium niervova stukaŭ asadkaju pa stale, pry jakim siadzieŭ u svaim kabiniecie sa ścienami saviecka-bežavaha koleru. U abcisłym zvyčajna vyhladajuć lepš, čym u adzieńni bolšaha pamieru, ale staršyni było daloka da łondanskaha dendzi — kaścium byŭ mocna źmiaty, nibyta mužčyna kulaŭsia ŭ im z horki praz hałavu, jak heta rabili dzieci na Vialikdzień.

— Čaho pryjšli? — z vajskovaj badzioraściu zapytaŭsia jon. Ad jahonaha až zanadta peŭnaha hołasu ja adčuŭ siabie 85-hadovym dziedam Panasam ź Cialežyšak, što niejkim cudam trapiŭ na pryjom da kniazia Manaka. Ad staršyni išoŭ mocny duch nietutejšaj ziamli — ci to zamorskaha adekałonu, ci to niejkich ekzatyčnych prypravaŭ.

— Zapłacić padatak za karoŭ, — najćviardziej, jak moh, skazaŭ ja, kab vierchavoda našaha sielsavieta nie adčuŭ, što ja pryhas, jak niejki kivajła vuličny, što prysoŭhaŭsia da prystojnych ludziej.

— Dyk hena nie da mianie, prajdzicie ŭ buchhałteryju, — staršynia zhubiŭ intares da naviednika i apuściŭ hałavu ŭ papiery.

— Dyk ja tam byŭ, mnie skazali, što treba płacić za adnu karovu, a ŭ mianie dźvie… rabaja i rudaja…

— Zaraz pahladzim, — staršynia zakorpaŭsia ŭ niejkich tečkach, navalenych na stoł. — Aha, Jurevič… Adna karova ŭ vas značycca, dyk i płacicie za adnu karovu, nie durycie hałavy. Chočacie, dyk płacicie za dziesiać ci za ŭsiu fiermu…

Ja zaŭvažyŭ, što na staršyniovaj hubie była kroŭ. Prykusiŭ jazyk, moža, ci ščaku. Albo huby parepalisia ad choładu.

— Aha, nu dobra, — hadziŭsia ŭžo ja. — Ale kali b chacieŭ zdavać karovu na ŭboj, kab mnie raptam nie skazali na miasakambinacie, što karova kradzienaja, — tłumačyŭsia ja. — Dzie ž u tych papierach karova zhubiłasia?

— Moža, palacieła bykavać, a moža, vaŭki źjeli, — zaŭśmichaŭsia vinavata staršynia i mirhnuŭ mnie: maŭlaŭ, usio budzie dobra, nie biaduj — mienš zapłaciš. Chvala ŭdziačnaści zaliła mianie. Usio-taki naš staršynia — nijaki nie zadavaka, a taki Robin Hud, što zastupajecca za biednych. Ja hladzieŭ na jaho i jahony harnitur, pakul jon uvišna vypisvaŭ mnie daviedku. I jahony kaścium pierastaŭ razdražniać. Taki harnitur mieŭ niekali, peŭna, nastaŭnik Łabanovič, što siejaŭ aśvietu na Paleśsi.

— Voś, biarycie, — staršynia praciahnuŭ mnie papierčynu. — Apłacicie pa kvitancyi ŭ buchhałteryi…

Ja padyšoŭ bližej da stała. Hlanuŭ na praciahnutuju ruku — rukavo šeraha pinžaka pierachodziła ŭ śvietła-błakitnuju manžetu kašuli, a ŭžo zusim biełaj, jak śnieh, była skura na staršyniovaj ruce. Tolki što heta? Z-pad kašuli vytyrkaŭsia puk hustych i čornych vałasoŭ. Niešta zakruciłasia ŭ majoj hałavie, pačali miašacca litary, słovy, skazy niekali pračytanych tekstaŭ. Usio jasna: heta znak viedźmaka. Ja byŭ ščaślivy, što tak chutka ŭsio skiemiŭ. Vaŭkałak! I hetaja kroŭ na hubie, i zhadanyja im vaŭki… Mianie azaryła: heta jon zžer maju karovu… Ja zakałaciŭsia, zatrośsia, niemaraść apanavała majo nutro, ja byŭ niby vułkan, zaviedzienaja bomba, pierapoŭnieny mačavy puchir, jaki, zdavałasia, zaraz razarviecca, vybuchnie, kab až raźniesła ścieny sielsavieta.

Avochci mianie! Što hena robicca?! Niešta nie tak z hałavoju… Jaki ŭžo raz u hałavu lezuć niejkija dzivosnyja źvidy — to prymroicca, jak małakazborščyca lotaje na pamiale, to padasca staršynia-vaŭkałak. Ja patros hałavoj — krychu ačomaŭsia. Razhledzieŭsia pa bakach — ja byŭ u ciemnavatym dy chałodnym sielmahu. Sytaja ź cieła pradavačka była ŭ sinim chałacie, nakinutym na toŭstuju švedru, kaŭnier jakoj vytyrkaŭsia dy cierabiŭ druhoje padbarodździe žančyny. Ja stajaŭ la palicy z knihami — niešta pierabiraŭ, hartaŭ. Knihi, zdavałasia, lažali tut z časoŭ Savieckaha Sajuza — «Vajna i mir», «Paleskija rabinzony»… Rešta asartymientu taksama nie skazać kab była nadta bahataja: piačeńnie, myła, škarpetki, vada «Daryda»…

— Balasłavaŭna, viedaješ ža ty Taisku? — važačy sieladziec na sinich vahach ź iržavymi plamami, zapytałasia mažnaja pradavačka ŭ žančyny ŭ fijaletavaj kapocie, što padyšła da pryłaŭka.

— Jakuju Taisku? Što syn z cyhankaj ažaniŭšysia? — kabieta ŭ fijaletavym, peŭna, žyła niedzie ŭ navakolli.

— Nie, hena Tońka sa Skiłondzišak, u jaje ciapier usie šafy na zamkach, bo nadta niaviestki baicca. A ja pytajusia pra Taisku sa Žvirblišak, što raniej u mahazinie rabiła, a što vyhnali za niastaču…

— A-a-a, hena taja, jakuju ludzi ŭ mahazinie praz paroh žerhali, bo pjanaja jašče dźviery adamknuła, a da kasy ŭžo nie dapaŭzła?

— Taja, taja, — z adčuvańniem ułasnaj pieravahi zatachkała handlarka. — Słuchaj, kusok ankahołki, a vialikaj paniaj nosicca, — z asudžeńniem ciahnuła pradavačka. — Sa sklepa Stankievičychi pavynosiła kampoty, vareńnie truskaŭkavaje i chadziła pa Aziaranach pradavała. A Stankievičycha najbolš biedavała pa hryboch marynavanych i adžycy. Takija hryby, kazała, chrumstkija ŭdalisia, a adžyku dyk staviła pa recepcie z knihi, i nadta ž fajnaja vyjšła. A paźniej Taiska, usio heta pradaŭšy, jak zapiła, dyk z raboty, ź fiermy, kudy jaje paśla mahazina ŭziali, try dni nie prychodziła. Mužyk uziaŭ viaroŭki, sieŭ na rovar i na fiermu daŭsia. Taisku na fiermie sputaŭ, pryviazaŭ da rovara i pajechaŭ, a jana lacieła zzadu. Inakš nijakaj rady na jaje nie było.

— Nie kažy, Kazimiraŭna. Jak mužyk pje — dyk u chacie haryć adzin vuhał, a jak baba — dyk usie čatyry harać, — uzdychnuła surazmoŭnica.

Dźviery adčynilisia, zapuściŭšy ŭ kramu choładu. Da pryłaŭka prydybała suchaja, jak badyl poźniaj vosieńniu, kabiecina ŭ źvisłaj švedry i trenikach.

— Dzievački, u majho Saški, muža, Dzień naradžeńnia. Što jamu kupić? Padkažycie.

— Kupi adekałon, — bieź vialikaj pašany skazała pradavačka, padmirhnuŭšy tavaryšcy pa plotkach.

— Našto jamu toj adekałon, na rabotu na zierniaskład budzie dušycca ci što? Jaki ŭžo ź jaho kavaler? — nie zhadziłasia kabieta-badyl.

— Nu, knihu tady, vo, biary «Paleskija rabinzony», — pradavačka praciahvała davać prapanovy.

— Nie čytaje jon u mianie, zrok kiepski…

— Dobra, vaźmi trusy siamiejnyja. Pahladzi, jakija fajnyja, z dobraha materyjału zroblenyja, — handlarka tycnuła palcam źleva ad siabie, dzie pad škłom pobač z myłam lažali akuratna składzienyja siamiejniki.

— At, dzievački, nie dumajcie, što jon u mianie basiak ci haładupnik jaki. Maje jon tych trusoŭ ad licha, — zmorščyła łob chudzielica.

— Nu, tady ja ŭžo nie viedaju navat, — zdałasia kramnica.

Kabieta-badyl pačuchała patylicu dy nadta štučna, ale ŭ svaim ujaŭleńni niby Archimied uskliknuła:

— Znajšła što! Dajcie try vina! Narmalny padarak budzie…

Pradavačka, ledź strymlivajučy śmiech, schiliłasia da vinnaj skrynki, a butelki ŭ jejnych rukach zadzynkali, niby hrajučy ŭračysty marš dla imianińnika. Chudaja kabieta zapłaciła i chucieńka, by matyl, źlacieła ciešycca tolki što kuplenym niektaram.

— Vo jašče adna čyksa, zorka, što ŭsia ŭ zołacie. Ale zołata joj nadta, musić, mulaje, dyk jana lepiej u trenikach, — skamientavała handlarka. Jejnaja surazmoŭnica tolki paciahnuła nosam.

— A ty čuła, Kazimiraŭna, što staršynia sielsavieta prapaŭ: vyjšaŭ viečaram z pracy i dachaty nie prytopaŭ, treci dzień užo niama? — padzialiłasia pakupnica, jakaja, miarkujučy pa ŭsim, nadta lubiła časać jazyk sabie i myć kostki inšym.

— I dzie ž jon moh dziecca?

— Nichto nie viedaje… Ja dyk hladzieła pa televizary, što ludziej inšapłaniecianie kraduć. Prylatajuć i śviatło takoje na čałavieka napuskajuć, što jaho zabiraje. Potym jaho trymajuć u źviaryncach takich śpiecyjalnych, u cyrkach svaim dzieciam pakazvajuć.

— Vo jak! A ja dyk dumaju, što dzie tam tyja inšapłaniecianie da nas na talerkach mahli prylacieć, kali navat aŭtobus nie kožny dzień jeździć. I čaho jany staršyniu zabrali, niaŭžo dzie ŭ Amierycy nie było kaho lepšaha, čym heny taŭkač.

— Dyk jany i krali, peŭna, takoha, pa kim nichto płakać nie budzie zanadta.

— Oj, ciažka pavieryć, što jany nad našaj vioskaj visieli ŭ talercy, jak klocki niejkija, i praviarali, ci jość kamu biedavać pa staršyni… Zapiŭ niedzie toj ašavurak — dy i ŭsio. A što biedavać nichto nie budzie, dyk jašče jakaja praŭda. Jak ža jon žonku svaju małaciŭ, kolki razoŭ jana pa vioscy ź finhałami chadziła. Jon dla čužych niebłahi čałaviek: i pamoža, i starym brykietu tańniejšaha niejkaha vypiša. A dla svaich miłaści zusim nie maje, jak kat jaki.

— Raŭnuje žonku, — padtrymała razmovu pakupnica. — Nadta baicca, kab pa mužykach nie pajšła. A taja, biadulina, dyk dachaty baicca pryjści. Kazali, varyła niejkuju zacirku i jamu nie tak niejak adkazała, jak jon chacieŭ. Dyk toj padlacieŭ da jaje — i ŭ mordu, i jašče, i davaj pa hałavie taŭčy. Jahonaja matka była pryjšoŭšy, zastupiłasia za niaviestku, dyk jon i jaje davaj kułakami miasić, a paźniej uziaŭ zacirku, što hatavałasia, i matcy na hałavu vyliŭ…

— Ścieražy, Boža… — zavochkała pradavačka.

— A sam daŭsia ŭ chleŭ. Dyk taja matka abvaranaja za im palacieła, bo škadavała, kab chacia nie paviesiŭsia.

— Chaj by ŭžo, bryda paskudnaja, viešaŭsia…

— Žonka tym časam vyzvała milicyju. Dyk matka nie skazała milicyi, što jon jaje abvaryŭ, a što sama paśliznułasia. A matcy toj u balnicy potym skuru na tvar z kumpiaka pierasadžvali. Vo jak jano byvaje. I haduj tut dziaciej.

— To hena ŭžo nie čałaviek, chto na matku ruku padymaje. Hena ŭžo źviaruha, vaŭkałak…

— Ja i kažu: prapaŭ — i dobra, musi, čerci jaho ŭkrali, — zhadziłasia naviednica kramy.

Ja zhadaŭ svaju viziju pra staršyniu, što tak ździviła mianie. Maja padśviadomaść, vidać, padkazała mnie, što chavajecca za šerym harnituram i miarćviacka-biełaj skuraj hetaha čałavieka. Dobry ź mianie ekstrasens, radavaŭsia ja svajoj mocnaj intuicyi, jakaja, jak ličyŭ, dapamoža mnie ŭ žyćci.

Ja ŭziaŭ z palicy «Paleskich rabinzonaŭ». Pahladzieŭ na košt — 15 tysiač. Z knihaju ja padaŭsia da pryłaŭka. Praciahnuŭ handlarcy hrošy i pakazaŭ knihu. Jana, nie kinuŭšy na mianie navat vokam, znoŭ źviarnułasia da surazmoŭnicy:

— Balasłavaŭna, paskudstva dyj hodzie. Valka Zapraŭščyca źviała chłapca maładoha Sadoŭščyka, jaki jašče ŭ 10-ym kłasie vučycca.

— Jak źviała? — rytaryčna zapytałasia žančyna ŭ fijaletavym. — A kolki joj samoj hadoŭ?

— Dy pad sorak užo, musi. Naniała jaho drovy pakałoć, a potym dyk štoviečar toj da jaje na harbatu pryjazdžaŭ, — chichikała pradavačka.

— Pakaštavaŭ malec niečaha dy pasmakavała jamu…

— I raz byŭ na tancach u kłubie, i Valka pryjšła, dyk jany ŭžo, nie saromiejučysia, macali adno adnaho. A niechta ž danios matcy małoha — jak ža jana prylacieła z kijem, jak ža jana ich tam čychvościła, nie hledziačy, tolki para z nosu išła…

— A baćka što?

— Pamioršy daŭno stary Sadoŭski, — kazała kramnica.

— Možna raźličycca? — nie vytrymaŭ ja čakańnia.

— Pasłuchaj, Balasłavaŭna, niejkaje recha idzie, — natapyryła vušy žančyna.

— Dy niby mucha bruzdžyć ci kamar piščyć, — zhadziłasia razmoŭnica.

Ja hlanuŭ na siabie. Maje ruki byli tonkimi kamarynymi nožkami z vałasinkami. Raptam zaśviarbieŭ nos, vyciahnuty ŭ kamaryny chabatok. Zdavałasia, nieba zaraz abryniecca, spluščyć mianie razam ź viaskovaju kramaj. Ja adčuvaŭ siabie tak, niby na svaich chudych kamarynych plačach trymaŭ biaskrajnija niabiosy. Mnie było ściudziona — ja siadzieŭ na knizie i trośsia z choładu. Što stałasia i što budzie dalej — ad hetaha maje kamarynyja mazhi zakipali. Niaŭžo mianie niechta začaravaŭ? Najbolš dakučała dumka: chto ciapier padoić maich karoŭ? A moža, ja zaŭsiody byŭ kamarom, jaki tolki na momant ujaviŭ, što byŭ čałaviekam i mieŭ dźviuch karoŭ — rabuju i ruduju…

***

Viktar Šukiełovičpiśmieńnik. Naradziŭsia ŭ 1982 u Župranach (Ašmianski rajon). Skončyŭ biełaruski fiłfak BDU (2004), teałahičny fakultet Lublinskaha katalickaha ŭniviersiteta (2011).

Клас
0
Панылы сорам
0
Ха-ха
0
Ого
0
Сумна
0
Абуральна
0

Chočaš padzialicca važnaj infarmacyjaj ananimna i kanfidencyjna?