Palicyjant, jaki patrulavaŭ praśpiekt, vyłučaŭsia svajoj impazantnaściu. Impazantnaść była naturalnaja, a nie roblenaja na publiku, da taho ž i hledačy trapialiłsia redka. Nie było jašče i dziesiaci hadzin viečara, a ściudzionyja paryvy vietru z vodaram daždžu parazhaniali z vulic amal usich ludziej.

Prachodziačy mima budynkaŭ, jon torhaŭ za dźviery, mudrahielista i pa-majstersku pakručvaŭ dručkom i čas ad času aziraŭsia, kab abvieści pilnym pozirkam cichuju darohu — dužy i źlohku frantavaty, hety aficer stvaraŭ cudoŭny vobraz achoŭnika spakoju. U navakolli spać kłalisia rana. Siam­-tam hareła śviatło ŭ voknach cyharnaj kramy abo kruhłasutačnaj stałoŭki, ale bolšaść dźviarej naležali da ŭstanovaŭ, jakija ŭžo daŭno začynilisia.

Prajšoŭšy tolki pałovu adnaho z kvartałaŭ, palicyjant raptam zapavoliŭ chadu. Da dźviarej nieaśvietlenaj haspadarčaj kramy prychiliŭsia mužčyna ź niezapalenaj cyharaj u rocie. Varta było palicyjantu da jaho padyści, jak jon chucieńka zahavaryŭ.

— Usio ŭ paradku, aficer, — skazaŭ jon dobrazyčlivym tonam. — Prosta siabra čakaju. My damovilisia tut sustrecca dvaccać hadoŭ tamu. Niečakana hučyć, praŭda? Kab vy nie sumniavalisia, što ŭsio ŭ paradku, mahu rastłumačyć. Prykładna ŭ toj čas na miescy hetaj kramy byŭ restaran — «U Vialikaha Džo Brejdzi».

— Jaho źnieśli piać hadoŭ tamu, — adkazaŭ palicyjant.

Čałaviek la dźviarej čyrknuŭ zapałkaj i prykuryŭ cyharu. Połymia aśviatliła bledny tvar z kvadratnaj skivicaj i praniźlivymi vačyma, a taksama maleńki šnar kala pravaha bryva. Šalik byŭ na dziŭny manier zakołaty špilkaj ź vialikim dyjamientam.

— U hetuju noč spaŭniajecca roŭna dvaccać hadoŭ, — pačaŭ raskazvać čałaviek, — jak ja abiedaŭ tut, u Vialikaha Džo Brejdzi, z Džymi Uełzam, maim najlepšym pryjacielem i samym fajnym chłopcam u cełym śviecie. My vyraśli tut, u Ńju-Jorku, razam, jak dva braty. Mnie było vasiamnaccać, a Džymi — dvaccać. Nastupnaj ranicaj ja musiŭ vypravicca na Zachad, kab skałacić sabie kapitał. A Džymi było nie vyciahnuć ź Ńju-Jorka, jon dumaŭ, va ŭsim biełym śviecie bolš i niama ničoha. Dyk my tym viečaram i damovilisia, što znoŭ sustreniemsia tut roŭna praz dvaccać hadoŭ ad taho dnia i toj hadziny, jakimi b ni byli abstaviny i ź jakoj by dalečyni nam ni daviałosia pryjechać. My raźličvali, što praz dvaccać hadoŭ kožny z nas užo znojdzie svoj los i zarobić toj kapitał, jakimi im nakanavana być.

— Hučyć davoli cikava, — adkazaŭ palicyjant. — Ale ž zdajecca, zanadta vialiki intervał pamiž sustrečami. Niaŭžo vy tak ničoha i nie čuli pra siabra paśla adjezdu?

— Dyk tak, niejki čas my listavalisia, — pramoviŭ toj.— Ale praz hod­dva zhubili śled adzin adnaho. Razumiejecie, Zachad — heta davoli zamanlivaja prapanova, i ja davoli žvava ŭziaŭsia za pracu. Ale ja viedaju, što Džymi pryjdzie siudy sustrecca, kali tolki jon žyvy, bo jon zaŭsiody byŭ samy vierny, samy addany stary siabar u śviecie. Jon nie zabudziecca. Ja prajechaŭ tysiaču milaŭ, kab siońnia ŭviečary stajać kala hetych dźviarej, i kali moj stary tavaryš źjavicca, to jano taho varta.

Toj, chto čakaŭ siabra, vyciahnuŭ pryhožy hadzińnik ź viečkam, upryhožanym dyjamientami.

— Biez troch chvilin dziesiać, — abjaviŭ jon. — Było roŭna dziesiać, kali my rasstalisia na hetym miescy kala dźviarej restarana.

— Paśpiachova papracavali na Zachadzie, jak ja baču, — zaŭvažyŭ palicyjant.

— Aniahož! Spadziajusia, Džymi zarabiŭ chacia pałovu ad taho. Choć i dobry byŭ chłapčyna, ale było ŭ im štoś ad vałacuhi. Ja musiŭ spaborničać z najśviatlejšymi hałovami, kab jany mianie nie abstavili. A ŭ Ńju-Jorku čałaviek traplaje ŭ kalainu. Kab zahartavać čałavieka, patrebny Zachad.

Palicyjant krutanuŭ dručkom i zrabiŭ krok-druhi.

— Treba ŭžo iści. Spadziajusia, vaš siabar pryjdzie ŭ čas. Kali zaraz nie źjavicca, adrazu pojdziecie?

— Ni ŭ jakim razie! — adkazaŭ druhi. — Dam jamu nie mienš za paŭhadziny. Kali Džymi jašče na hetym śviecie, hetaha času jamu chopić. Byvajcie, aficer.

— Dobraj vam nočy, ser, — adkazaŭ palicyjant i viarnuŭsia na svoj maršrut, torhajučy pa darozie dźviery.

Była cudoŭnaja chałodnaja imža i paśla niapeŭnych paryvaŭ viecier staŭ dźmuć niaspynna. Redkija piešachody, što ruchalisia pa kvartale, u panuraj i biazhučnaj śpiešcy prachodzili mima z vysoka padniatymi kaŭniarami palitonaŭ, zasunuŭšy ruki ŭ kišeni. A la dźviarej haspadarčaj kramy čałaviek, jaki prajechaŭ tysiaču mil na niapeŭnuju amal da absurdu sustreču ź siabram junactva, čakaŭ i kuryŭ cyharu.

Jon pračakaŭ chvilin dvaccać, kali z supraćlehłaha boku vulicy śpiešna staŭ nabližacca vysoki čałaviek u doŭhim palitonie z padniatym da vušej kaŭniarom. Jon išoŭ prosta na taho, chto čakaŭ.

— Heta ty, Bob? — niapeŭna spytaŭ jon.

— Heta ty, Džymi Uełz? — zakryčaŭ čałaviek la dźviarej.

— Błasłavi ciabie Boh! — huknuŭ prybyš i schapiŭ siabra za abiedźvie ruki. — Heta Bob, nieminučy, jak los. Nie sumniavaŭsia, što znajdu ciabie tut, kali ty jašče na hetym śviecie. Voś dyk tak! Dvaccać hadoŭ — doŭhi termin. Staroha restarana ŭžo niama, Bob, a chacieŭ by ja, kab jon nas dačakaŭsia i my jašče raz u im paviačerali. Ci dobra abychodziŭsia z taboj Zachad, stary?

— Pa hałoŭcy nie hładziŭ. Ale ž daŭ mnie ŭsio, pra što ja prasiŭ. A ty mocna źmianiŭsia, Džymi. Mnie zaŭsiody zdavałasia, što ty mienšy cali na dźvie-try.

— O, ja trochi ros jašče i paśla dvaccaci hadoŭ.

— Jak tvaje pośpiechi ŭ Ńju-­Jorku, Džymi?

— Ništo sabie. Zajmaju pasadu ŭ adnoj ustanovie. Bob, ja viedaju adno miesca, davaj projdziemsia tudy i dobra pahutarym pra staroje.

Dvoje rušyli pa vulicy ruka ŭ ruku. Čałaviek z Zachadu, čyja hanarlivaść stała praźmiernaj praz pośpiech, pačaŭ raskazvać historyju svajoj karjery. Druhi zanuryŭsia ŭ paliton i ź cikavaściu słuchaŭ.

Na rahu źziała ŭ elektryčnych ahniach, jak bryljant, apteka. Kali jany vyjšli na śviatło, to abodva adnačasova paviarnulisia, kab zirnuć adzin adnamu ŭ tvar.

Čałaviek z Zachadu raptam spyniŭsia i vyzvaliŭ ruku.

— Ty nie Džymi Uełz! — vykryknuŭ jon. — Dvaccać hadoŭ — vialiki termin, ale i za hety čas rymski nos nie pieratvorycca ŭ bulbinu.

— Byvaje, što za hety čas dobry čałaviek robicca błahim, — adkazaŭ vysoki. — Ty ŭžo dziesiać chvilin jak aryštavany, Šaŭkovy Bob. U Čykaha padumali, što ty na našaj terytoryi, i dasłali nam telehramu, što chacieli b z taboj pahutaryć. Nu i cicha ž ty pierasoŭvaješsia, praŭda? Vidavočna, što tak i jość. Dyk voś, pierš čym my adpravimsia da ŭčastka, mianie tut paprasili pieradać tabie cydułku. Možaš tut, kala vitryny, i pračytać. Jana ad patrulnaha Uełza.

Čałaviek z Zachadu razharnuŭ arkušyk papiery, jaki jamu dali. Jon trymaŭ ruku roŭna, kali pačaŭ čytać, a kali dačytaŭ, jana ŭžo źlohku dryžała. Cydułka była davoli karotkaj.

 

«Bob, ja pryjšoŭ na miesca, jak i damaŭlalisia. Kali ty čyrknuŭ zapałkaj, kab prykuryć cyharu, to ja ŭbačyŭ abličča taho, chto abjaŭleny ŭ vyšuk u Čykaha. Čamuś ja nie zmoh zrabić hetaha sam, tamu viarnuŭsia i pasłaŭ na zadańnie čałavieka ŭ cyvilnym.

DŽYMI».

***

O.Hienry

Amierykanski piśmieńnik, prazaik, aŭtar papularnych naviełaŭ, humaresak. Sapraŭdnaje jaho imia — Uiljam Sidni Porter. Naradziŭsia Uiljam u 1862-m u Hrynsbara, štat Paŭnočnaja Karalina. Maci pamierła, kali jamu było try hady. Baćka, biedny pravincyjny lekar, paśla śmierci žonki zapiŭ. U dvaccać hadoŭ Uiljam pierajechaŭ u Techas. Pracavaŭ aptekaram, fiermieram, handlarom, kasiram u banku, žurnalistam. Uciakaŭ u Handuras, dzie chavaŭsia ad pakarańnia ŭ rastracie hrošaj. Adnak viarnuŭsia ŭ Techas i byŭ asudžany da piaci hadoŭ źniavoleńnia (adbyŭ 3,5). Mienavita ŭ turmie jon i zaniaŭsia litaraturnaj tvorčaściu i ŭziaŭ psieŭdanim O.Hienry. Pieršaje apaviadańnie «Kaladny padarunak pa­mieksikansku» było nadrukavana ŭ 1899 hodzie. Pa vychadzie na volu pierabraŭsia ŭ Ńju-Jork.

Клас
0
Панылы сорам
0
Ха-ха
0
Ого
0
Сумна
0
Абуральна
0

Chočaš padzialicca važnaj infarmacyjaj ananimna i kanfidencyjna?