Sakavickaj paroj pryjemna pachnuć biarozavyja vieniki. Vysachłyja na vietry, jany strumieniać daŭki vodar, šamaciać, kali ich źlohku patreści, i hetym svaim šamacieńniem vykazvajuć hatovaść zaraz ža panurycca ŭ kipień i chvacka prykłaścisia da rasparanaha azadka.

Pieradaŭšy pradavačcy dvaccać tysiačaŭ, Makar panuryŭ tvar u vypietranaje liście, chapanuŭ nozdrami pavietra, i ad harkava­durmanlivaha pachu ŭ jaho zakružyłasia hałava.

«Jak dobra pachnuć vieniki la łaźni haradskoj…» — naradzilisia ŭ dušy paetyčnyja radki, Makar spyniŭsia, zadzier hołaŭ, šukajučy ryfmu słovu «vieniki», ale ŭ hałavie krucilisia tolki «vareniki», i paet, plunuŭšy pad nohi, borzka ŭźbieh pa prystupkach.

Zvyčajna na dzionnyja sieansy narodu ŭ łaźniu prychodziła niašmat, siońnia ž kala kasy stajała vializnaja čarha.

Makar utrapiona ahledzieŭ natoŭp, marakujučy — ci varta zaj­mać čarhu, bo kvitkoŭ mahło j nie chapić, — dy, pavahaŭšysia, hołasna zapytaŭ:

— Chto apošni?

Apošnim stajaŭ niedarostak z čyrvonaj, usio adno jak varam aparanaj hałavoj, na makaŭcy jakoj złaviesna staŭburylisia redkija vałasy.

Nie paśpieŭ Makar prylipnuć da chvasta čarhi, jak za śpinaj jahonaj prymaściłasia jašče niekalki čałaviek.

— Adkul stolki ludziej? — sipata dychnuli jamu ŭ patylicu.

Zzadu stajaŭ kučaravy macak u kamuflažnym bušłacie i ŭ ahramadnych vajskovych čaravikach.

— Kvity ad ranku nie pradavali, — azvałasia na toje virłavokaja cyba, što stajała papieradzie niedarostka. — Vuń, bačycie, — cyba kiŭnuła ŭ bok raznaściežanaha ciepłavuzła, — štości ŭ ich tam złamałasia. Kahadzie adramantavali.

Ź ciomnaj projmy ciepłavuzła vypaŭzaŭ, pryčym zadam napierad, zdaraviła­ślesar.

Pabačyŭšy važki mužčynski azadak, cyba źnianacku zamitusiłasia, vybiehła z natoŭpu i, zapuściŭšy ruku miž hrudziej, vyciahnuła zumklivy «mabilnik».

— Kłava, ja ŭ łaźni… — zasakatała kabieta, cisnučy da vucha słuchaŭku i kazielačy vokam na ślesara, jaki źbiraŭ instrumient. — Minuły raz, paśla parylni ceły kiłahram skinuła, ciapier voś dumaju jašče paru kiło skinuć.

— Kudy tabie skidvać… i tak chudaja, jak vobła, — pačuŭsia za śpinaj znajomy hołas.

— Dy heta prosta vada vychodzić potam, a tłušč zastajecca, — pramoviŭ Makar, i niedarostak, azirnuŭšysia, praciaŭ jaho dapytliva­suvorym pozirkam.

— Ty što, bandera?

Makar napačatku nie zrazumieŭ pytańnia. Stajaŭ źnijakavieły, i tolki potym uciamiŭ, što mieŭ nieaściarožnaść vydać frazu pa­biełarusku. Jašče nikoli jaho, biełaruskaha paeta, aŭtara troch paetyčnych zbornikaŭ, tak nie abražali. Paetu — u karotkaje imhnieńnie — stała choładna, potym horača, a palcy pravaj ruki mižvoli ścisnulisia ŭ kułak. 

— Locha, čamu tak daloka ad kasy? — kryknuli ad uvachodnych dźviarej, i da niedarostka valuchastaj chadoj padyšoŭ zładziejavataha vyhladu bambiza. Heta byŭ mužčyna siaredniaha vieku, z nachabnaj tydniovaj ščećciu i z aryhinalnaj łysinaj: jana ŭ jaho pukaciłasia, što taja bałkanskaja fieska, pryčym u atačeńni hustych čorna­hudronnych vałasoŭ.

— Kudy pliščyciesia? Čarhu zajmajcie, — niezadavolena buchnuŭ za Makaravaj śpinaj usio toj ža sipaty hołas, i niedarostak ź intanacyjaj pieramožcy pracedziŭ: — Jašče adzin bandera.

Na mih usie sucichli. Makar adčuŭ, jak ludzi ŭ natoŭpie razam zhorbilisia, nastrunilisia, prycisnulisia adno da adnaho, i ŭ hniatlivaj cišyni złaviesna šerchnuli padešvy vajskovych čaravikaŭ. Kučaravy macak nabliziŭsia da niedarostka, schapiŭ taho za karšeń.

— Jašče adno słova, abhryzdyš, i zalaciš vuń tudy, — macak tuzanuŭ padbarodździem, pakazvajučy na ciepłavuzieł.

Makar adsunuŭsia ŭbok i spałochana naziraŭ, jak łysy bambiza, lasnuŭšy kułakom pravaj ruki ab dałoń levaj, razvažliva pramarmytaŭ:

— Nu što, chachlara, ciabie zaraz zamačyć ci paśla taho, jak pamyješsia? — pudovy kułak byŭ paznačany nakołkaj kryža i złamanaj ružy.

Natoŭp zabubnieŭ na ŭsie hałasy. Cyba, papraviŭšy źbity nabakir kapialuš, z hatovaj radaściu ŭskliknuła: «Mužčyny… znajšli miesca, dzie bicca!» — a pierapeckany iržoju ślesar, machnuŭšy dziela salidnaści razvadnym klučom, zahadna vydychnuŭ: «Usio, malcy… razyšlisia».

Malcy razyšlisia, paabiacaŭšy sustrecca paśla łaźni.

Makar pahladzieŭ na ŭvachodnyja dźviery.

«A moža pajści dachaty? A to ŭlipnu ŭ jakuju historyju… Plašak, padobna, z zony adkinuŭsia. Parnie finkaj — i nie skryvielicca», — apanavany takimi dumkami, Makar uzdychnuŭ, ale potym zhadaŭ, što myŭsia miesiac nazad, a tut jašče novy vienik nabyŭ… što ž jaho ciapier — suchim dachaty nieści? Prycisnuŭšy vienik łokciem, paet palez u kišeń pa hrošy. Čarha ruchałasia nadziva chutka, i jon užo byŭ niedaloka ad kasy.

 

Kvitkoŭ pradali bolš, čym treba, i šafak usim nie chapiła. Makar vyrašyŭ trymacca bližej da kučaravaha chłopca, tamu j prapanavaŭ paviesić vopratku ŭ adnu šafku. Plašak ź niedarostkam raździavalisia niepadaloku.

— Locha, jak tolki chto rypniecca — klič mianie. Ty ž mianie viedaješ — ja bju dva razy: adzin raz pa kumpału, druhi — pa vieku damaviny, — hrymieŭ źniaviečany šumam doždžyku i raskocistym recham plešakovy hołas. — Adnojčy, jašče da zony, pajšoŭ u łaźniu, i tam adzin, taki ž voś frajer, pačaŭ załupacca. Dyk ja jaho na raspalenyja kamiani pasadziŭ. Tak i śpiok jajcy. A z banderaju ŭ mianie ŭvohule razmova karotkaja…

Słuchajučy takoje, Makar navat upreŭ, a zyrknuŭšy na plešaka, zusim zaniapaŭ ducham. Tors byłoha zeka byŭ skroź u nakołkach, a ad šyi i da samaha pacha sinieŭ zaviły pisiah.

— A ty što, ź Ilvova? — zapytaŭsia tym časam kučaravy chłopiec, ściahvajučy z nahi niechlamiažy čaravik.

— Dy ja tam nikoli nie byŭ, — pralepiataŭ Makar, nahnaŭšy na tvar usturbavana­abarončuju himoru. Chacieŭ jašče skazać, što jon biełaruski paet, ale zmaŭčaŭ, bo nieviadoma było — jak na toje zreahuje surazmoŭnik.

 

Balejaŭ taksama ŭsim nie chapiła, ale łazienščyk, kulhavy dziadźka ŭ biełym chałacie, hołasna paviedamiŭ, što nieŭzabavie pryniasuć śpisanyja miednicy sa składa.

Kučaravy chłopiec staŭ pad doždžyk, a Makar vyrašyŭ pierš­napierš naviedać suchuju parylniu, a potym nyrcanuć u basiejn.

Jon adčyniŭ dźviery saŭny, udychnuŭ haračaha pavietra i tut ža ŭhledzieŭ plešaka, jaki z krekańniem załaziŭ na palicu. Makar zhadaŭ vuścišny apovied pra apiečanyja jajcy, pastajaŭ chvilu ŭ nierašučaści i pad niezadavoleny voklič: «Začyniaj, duch vychodzić!» — hruknuŭ dźviaryma, tak i nie naviedaŭšy parylniu.

Abiacanyja miednicy dahetul nie prynieśli, i tyja, kamu ich nie chapiła, z zajzdraściu pahladali na niedarostka, jaki, nie raŭnujučy jak hieroj Zoščanki, prysabečyŭ až try balei — u adnoj admočvaŭ stupaki, u druhoj myŭsia, a na treciuju, pierakuliŭšy dahary dnom, pakłaŭ myła i viachotku. Nieviadoma, kolki b doŭžyłasia takoje myćcio, kab da Lochi nie padyšoŭ Makaraŭ«kampańjon». Makar byŭ daloka i nie čuŭ ichnaj razmovy, ale niedarostak, vidać, skazaŭ štości kryŭdnaje, bo kučaravy chłopiec na mih sumieŭsia, a potym, uźniaŭšy baleju z vadoj, abrynuŭ na Lochavu hałavu, dy tak, što prałamiŭ płastmasavaje dnišča. Niedarostak vojknuŭ, pasprabavaŭ ustać, ale tut ža pluchnuŭsia napopierak łavy, nastaviŭšy ŭhoru kurtaty, ź nieviadomaj pryčyny ŭzbudžany čeles.

Akurat toj chvilaj łazienščyk prynios ceły stos blašanych miednic. Makar padchapiŭ samuju vierchniuju, sieŭ na krajniuju łaŭku i zdala staŭ pazirać na Lochu, jakoha palivali vadoj i rabili štučnaje dychańnie. Paziraŭ z tryvohaju, čakajučy taho momantu, kali Lochaŭ karyfan vykulicca z parylni. Toj, adnak, nie vykulvaŭsia, i Makar, nabraŭšy vady ŭ miednicu, namyliŭ hałavu.

— U nas u adździele taksama ŭčora zavialisia. Adny za Pucina, druhija za ŭkraincaŭ, — huhniaviŭ chtości pravaruč, zavichajučysia ź viachotkaj.

— Chachły ŭ tuju vajnu Hitleru pradalisia, ciapier voś pad Amieryku padbivajucca, — azvalisia levaruč.

— Paśla Stalina nie toje što Hitleru — samomu čortu dušu zakładzieš, — reziumavaŭ huhniak i niečakana, ź intanacyjaj paniki, zaharłaŭ: — Bjucca!

Zmachnuŭšy z vačej mylnyja chłapiaki, Makar ubačyŭ, jak kučaravy chłopiec zajechaŭ plešaku kułakom u hrudzinu, ale toj, jak Fantamas, tolki źlohku chitnuŭsia. Myła vyjadała vočy. Makar pluchnuŭ vady na tvar, ale ślozy zaścili śviet, i jon tolki pačuŭ laskat bosych noh, sipłuju łajanku i burlivy ploskat u łaziennym basiejnie.

Kali padbieh da basiejna, kučaravy ŭžo puskaŭ burbałki. Plašak siadzieŭ na im, prycisnuŭšy da dna i nie davaŭ chapanuć pavietra.

— Ratujcie! Patopić čałavieka! — hraknuli adrazu niekalki hłotak, i Makar, razahnaŭšysia, skoknuŭ na łysuju hałavu.

Užo ŭ vadzie plašak daŭ jamu kalenam u žyvot, Makar hłynuŭ śmiar­dziučaj chłorki, uspłyŭ, u dva hrabki dapłyŭ da nikielavanaj leśvicy, i halonka jahonaja źniamieła ad žaleznaha spochvatu. Visnučy na parenčach, Makar zajechaŭ plešaku piatkaj u nos i kinuŭsia ŭ prymylnik. Dumaŭ schapić u abiaremak apranachi i padacca da vychadu, ale šafka była začyniena, a za śpinaj užo hrymieli zdušanyja maciuki — plašak, padobna, bieh, pryciskajučy dałoń da raźbitaj niuchaŭki.

 

Faje, na ščaście, było pustoje, kasa začynienaja, i Makar nieprykmietnym cieniem praśliznuŭ u ciepłavuzieł. Tut, u ciomnym katuchu, nie chapała pavietra, i jon adčuŭ lohkuju młość. Serca paryvista biłasia, trapiatała la horła, zamaračnym šumam adbivałasia ŭ barabannych pieraponkach. U faje štości braznuła, pakaciłasia pa padłozie, i zamaračny šum uvuššu pakryŭ praniźlivy žanočy viskat. Łysy, niajnačaj, pamknuŭsia šukać «banderu» ŭ žanočym adździaleńni. Makar z adčajem padumaŭ, što voś zaraz dźviery raznaściežacca, łysy bandos vyciahnie jaho, hołaha i mokraha, sa spratu i pačnie dušyć svaimi strašnymi łapami, ale za dźviaryma zapanavała ciša, jakuju praź niejki čas parušyła brazhańnie dźviarej i hrymotnaje tupacieńnie. 

Cemientavaja padłoha była chałodnaj, tamu paet uvieś čas pierastupaŭ, jak toj smarhonski miadźviedź, z nahi na nahu, adčuŭšy raptam, što jamu nie prosta młosna ŭ hetym ciomnym katuchu, ale i młosna žyć na biełym śviecie. I nieviasiołyja dumki viravali ŭ hałavie.

«Voś ulip dyk ulip. Dobra jašče, kali Locha ačomajecca. A jak pamre? Zaviaduć kryminalnuju spravu, pačnuć vyklikać na dopyty. I dobra jašče, kab u jakaści śviedki. Nie­e, para zaviazvać z toj paezijaj, bo chutka za biełaruskuju movu pačnuć źbivać nahami. Heta raniej my, biełarusy, byli beneefaŭcami, ciapier voś pieratvarylisia ŭ banderaŭcaŭ. A z banderaj, kazaŭ toj plašak, razmova karotkaja — mohuć i na toj śviet vypravić».

Faje iznoŭ abudziłasia. Pačulisia karotkija vokličy, kataržny šorhat padešvaŭ. Ni žyvy ni ŭmierły, Makar pračyniŭ dźviery, zirnuŭ u vuzkuju projmu i ŭbačyŭ dvuch milicyjantaŭ, jakija viali pad ruki kučaravaha maładziona. Maładzion pry hetym zackavana aziraŭsia i, nahłytaŭšysia vady z chłorkaj, hołasna ikaŭ. Na dnie dušy Makaravaj abudziłasia i pačało dymna tleć adčuvańnie viny pierad chłopcam, i dryhotkija vusny ź niaŭkludnym spačuvańniem prašaptali:

— Zhareŭ ni za što.

Makar čakaŭ, što zaraz z prymylnika vyvieduć łysaha dy vyniesuć Lochu, ale nikoha bolš nie vyvodzili i nie vynosili. Zamiest taho łaźniu skałanuŭ žanočy lamant:

— Ich čaćviora było!..

Hołas padaŭsia Makaru znajomym, i jon prypaŭ da ščyliny. Nu viadoma, heta virłavokaja bałbatucha vykuliłasia z žanočaha adździaleńnia. Kabiecina była spavita ŭ praścinu, a na hałavie byŭ nakručany turban z machrovaha ručnika.

— Adzin nievialičkaha rastočku… za mnoj stajaŭ. Potym jašče padyšoŭ… zdarovy taki, łysy… i vyhlad bandziukavaty. I zavialisia z dvuma inšymi. Adzin byŭ u vajskovaj adziežynie, a druhi ŭ siniaj kurtcy i vienik trymaŭ pad pachaj… Mnie jašče padałosia, što ŭ jaho krychu nie chapaje…

— Bałabołka łupataja, — uhołas prašaptaŭ Makar, spužaŭšysia ŭłasnaha hołasa.

— Nu, a za što jany zavialisia? — zapytaŭsia milicyjant, jaki stajaŭ poruč i štości pisaŭ u natatniku.

— Dy toj, durnavaty, kryknuŭ štości pa­chachlacku, a maleńkamu.. nu, zadrypu tamu, što za mnoj stajaŭ, heta nie spadabałasia…

— A što jon kryknuŭ? Pastarajciesia zhadać. Heta vielmi važna. Moža što pra majdan ci pra vybary?

— Dy nie… ja jakraz ź siastroj razmaŭlała i skazała, što paśla parylni kiłahram vahi skinuła. A toj chachoł zaharłaŭ, što heta pot z arhanizma vyjšaŭ.

— Usio abšukaŭ — nidzie niama, — huknuli źnianacku z prymylnika.

— Abiažy vakoł łaźni, moža dzie, hołyja, u kustach siadziać, — zahadaŭ milicyjant, pichnuŭšy ŭ kišeń natatnik, — i ŭ «chutkuju» patelefanuj. Chaj pryjeduć, pahladziać taho… kantužanaha.

 

Dźviery pavoli adčynilisia, i Makar na cyrłach, sabraŭšy ŭ pryharščy mašonku, zalacieŭ u prymylnik. Niedarostak, dziakavać bohu, ačuniaŭ: siadzieŭ na łavie, a pierad im, prypaŭšy na kalena, zavichaŭsia łazienščyk ź miedyčnaj plašačkaj u rukach. U pavietry da śvierbu ŭ nosie pachła našatyrom.

Šafka była rasčyniena, i vopratka valałasia na padłozie. Niajnačaj, kučaravy niebaraka raskidaŭ, jak źbiraŭsia ŭ pastarunak.

Makar ź ciažkaściu naciahnuŭ štany, nachiliŭsia, kab padniać kašulu, dy tak i zamior nieruchomy. Za try mietry ad jaho stajaŭ plašak i drohkimi rukami sprabavaŭ nadzieć trusy. Na plešaka było strašna hladzieć: jon byŭ mokry ad makaŭki da piatak, darešty śsinieły i jaho ŭsiaho kałaciła. I dryžyki byli niejkija dziŭnyja: łytki, čerava, łysaja hałava i liłovy azadak tuzalisia, dryželi, pulsavali ŭ niejkim dzikim raznaboi, a z raskvašanaha nosa i pabitaj makaŭki cieńkimi strumkami źbiahała jucha. Plašak, vidać, chavaŭsia ŭ kantrasnaj vańnie. Vada tam ledzianaja, tamu i skarčanieŭ, jak cucyk. 

Makar padyšoŭ da akalełaha niebaraki, dapamoh nasunuć kašulu. Kroŭ z pabitaj makaŭki pajšła jak maje być, tamu Makar adarvaŭ kavałak haziety, što lažała, prycisnutaja mokrymi nahami, na padłozie, prylapiŭ na skryvaŭleny kumpał.

…Milicejskaj mašyny kala łaźni ŭžo nie było. Zirnuŭšy na «chutkuju dapamohu», što kałyvałasia na vyboinach, Makar palapaŭ pa ściohnach, šukajučy cyharety, i tolki tady zaŭvažyŭ, što nadzieŭ čužyja portki. Jon dastaŭ pačak, praciahnuŭ skalełamu harotniku. Toj pamknuŭsia vyłuščyć cyharetu, ale palcy zusim nie hnulisia, i Makaru daviałosia samomu ŭstaŭlać cyharecinu ŭ pasiniełyja vusny, pstrykać pierad raźbitym nosam zapalničkaj. Zmahajučysia z dryžykami, harotnik zaciahnuŭsia cyharetnym dymam, i na zmarniełym tvary jahonym naradziłasia žurbotnaja ŭśmieška.

Клас
0
Панылы сорам
0
Ха-ха
0
Ого
0
Сумна
0
Абуральна
0

Chočaš padzialicca važnaj infarmacyjaj ananimna i kanfidencyjna?