Kali jano ŭpała ŭ śnieh, spačatku ŭsie padumali, što heta prosta jašče adna śniažynka.
Ale jano nie było biełym. Jano było ciopłym, šerym, našmat ciažejšym navat za hradzinu i, upaŭšy na ziamlu, praciahvała varušycca, zamiest taho kab, jak naležyć prystojnaj śniažyncy, cicha lažać na miescy.

Śniažynki, što saščapilisia i pierakryžavalisia piaščotnymi hraniami, ździŭlena pieramaŭlalisia pamiž saboj, ale cicha-cicha. Jany pryzvyčailisia da taho, što ich nieruchomy taniec raz-poraz plažyli ciažkija boty abo inšyja hruvastkija pradmiety. Tak, daloka nie ŭsim šancavała ŭvieś dzień prazichacieć pad maroznym soncam — i nie adzin dzień! Byli, viadoma ž, takija ščaślivicy, ale jany naradžalisia pad ščasnaju zorkaju. Siońnia takoj zorki nie było. Nieba zaciahnuli chmary, u pavietry visieła vilhać, i baletnyja fihury śniažynak prasiadali sami saboj — ad ułasnaj vahi. Tamu jany nie pakryŭdzilisia na šery pradmiet, a navat prycisnulisia bližej da jaho, kab razam ź im zrabić novuju baletna-akrabatyčnuju kanstrukcyju.

— Pastaŭ nožku siudy.

— A ty troški padsuń spadničku.

— A ja prytrymaju rukoj pramiani na tvajoj šapačcy.

— Ty, šerańkaja śniažynka, ciažkavataja, ale nie strašna, lažy, my vytrymajem.

— Ty ruchaješsia, i našyja fihury robiacca cikaviejšymi!

Šerańkaja śniažynka prysłuchoŭvałasia da novych biełych siabrovak i rabiłasia nieruchomaj.

A ŭ pavietry płavaŭ tuman, vilhać, jak vializnaja łapa, cisnuła nieba da ziamli, i śniažynki ź ciažkaściu trymalisia, raściakalisia ich kryštaliki.

— Ty ciažkaja i šeraja, — skazali jany novaj siabroŭcy, — i my ciažkija i šeryja. Ale my rastajem, a ty — nie. Vaźmi našuju piaščotu i lohkaść — bo my nie zdolejem jaje zachavać.

Tut kryso šeraha pinžaka adchinułasia, i pakazałasia maleńkaja čyrvonaja ručka, ścisnutaja ŭ kułačok. I śniažynki addali ŭ hetuju ručku svaju piaščotu i lohkaść.

Jak tolki jany zrabili heta, zhary, ale nie takoj vysokaj, jak niabiosy, na ich sypanuła žoŭtaje ziernie. Na jaho adrazu nalacieli ptuški. Važkija hałuby zaburkatali, atabarvajučysia, vierabiejčyki začyrykali, vychoplivajučy ziarniatki, kab źjeści ich niedzie pobač. Bokam-skokam to adtul, to adsiul nabližałasia kaŭka i taksama čas ad času padavała hołas, a na aharodžu prysieła chitraja taŭstadziubaja varona.

Ptuški dziaŭbli ziarniaty i piareścili śnieh novymi kryštaličnymi formami svaich łapak. A vialiki šery skrutak lažaŭ pasiarod ich i štochvili varušyŭsia. Ptuški pabojvalisia skrutka. Niekalki ziarniatak upała na jaho, ale da ich ptuški nie padychodzili.

— Niejkaja burbałka ŭ burnosie, — burkali hałuby. — Jašče aburycca i ŭsio navokał razburyć...

— A moža, paščaścić — i nie, — zapiarečyli vierabiejki.

Varona sa svajoj aharodžy pazirała vielmi cikaŭna i pramaŭlała:

— Pryŭkrrrasny skrrrutak! A raptam u im niešta smačnaje i karrrysnaje! Hladzicca pierrrśpiektyŭna!

Tut zhary sypanuła novaja porcyja ziernia. Ptuški spačatku raźlacielisia, ale chutka viarnulisia i praciahnuli dziaŭbci. A z šeraha pinžaka, jaki ŭsio namahaŭsia razharnuć viecier, na ich pazirali błakitnyja vočki.

— Hladzić! Cišej! Hladzić! — zahamanili vierabiejki i adlacieli ŭbok.

— Buracina niejki, — burknuli hałuby.

Ale istota z šeraha pinžaka hladzieła na ich spakojna i navat łahodna. A ružovy kułačok trochi raścisnuŭsia, byccam taksama nasypaŭ by ptuškam ziernie, kab mieŭ.

— Čałaviečak, čałaviečak, — ścišana paŭtarali vierabiejki. — Čaho chočaš?

— Žyć, — dała adkaz maleńkaja istota. Nie słovami, bo ich jašče nie mieła, ale niejak inakš — zamiest słovaŭ.

— My baimsia ciabie, — skazali ŭsie ptuški, — ale ty nie kryŭdziš nas. Ty — jak našyja ptušaniaty. Napeŭna, ty dobraje, i, kali vyraścieš, budzieš nas karmić. My padorym tabie kryły. Spačatku ty hetaha nie adčuješ, ale kali-niebudź, kali tabie padasca, što ty padaješ, ty zdoleješ uźlacieć.

Tut usie ptuški padchapilisia ź ziamli i źlacieli, bo da ich nabližalisia ciažkavatyja kroki. Tolki varona na svajoj aharodžy zastałasia čakać.

Padmokłyja valonki spynilisia la šeraha skrutka, vialikaja čornaja postać schiliłasia nad im, a ruka, jakaja špurlała ptuškam ziernie, razharnuła skrutak. U im było zusim maleńkaje dzicia. Ručki i nožki sahnutyja, palčyki padcisnutyja. Ale błakitnyja vočy hladzieli nadta razumna.

— Ajoječki, žach jaki! — skazała čornaja postać i źniała ź siabie vatoŭku. — Uziała b ja ciabie, dy nie mahu. U mianie tolki dva siabry — staraść i ałkahol. Ale tabie takoje siabroŭstva niepatrebnaje.

Staraja zaharnuła dzicia ŭ vatoŭku, ale syści nie śpiašałasia. A małoje hladzieła na jaje razumnymi vočkami.

— Zdajecca, ja viedaju, kaho paklikać. Ale dla hetaha mnie treba pajści. Škada, niama ŭ mianie siabroŭ u čałaviečym śviecie!

Dzicia, zahornutaje ŭ vatoŭku, znoŭ zastałosia adno, ale zusim nienadoŭha. Viecier, jaki ŭžo zaziraŭ pad pinžak i pra ŭsio viedaŭ, prylacieŭ znoŭ.

— Ja toj, chto dachi rvie, u trubach ravie, ale dla ciabie ja łahodny, ja ciabie pabierahu. Ja dam tabie maju siłu.

A na aharodžy ŭsio siadzieła varona i kidała pozirki na dzicia. A zzadu i źnizu padkradałasia koška. Varona zaŭvažyła jaje, ale da času maŭčała, i tolki ŭ apošni momant, kali koška ŭžo narychtavałasia skočyć, z usiaje mocy zakryčała:

— Heta niekarrrektna!

Biednaja koška ažno prycisnuła hałavu. Ale nie razhubiłasia. Dźvie chitruchi byli vartyja adna adnoj.

— Niešta siońnia pachmurrna, — zaŭvažyła koška, siadajučy na zadnija łapki i liznuŭšy piaredniuju. Sychodzić jana nie źbirałasia, tamu varona paličyła za lepšaje źlacieć.

— Paźniusia na karrrfierencyju! — patłumačyła jana, i tolki kryły załopali ŭ pavietry.

— Ciapier jana budzie z taboj siabravać, — skazała koška małomu. — Kaho jany nie mohuć pieramahčy, z tymi siabrujuć. Pakul nie pabačać novaj mahčymaści ich pieramahčy. Ale nie davaj im siabie pieramahčy — i jany buduć tabie siabrami. Ty padabaješsia mnie. Ty małoje i miłaje, jak maje kacianiaty. Kažuć, u košak dzieviać žyćciaŭ, a ŭ mianie dzieviać kacianiat. I kožnaje tak choča žyć!

Koška zirnuła na małoje i praciahvała — a praciahvać jana mahła doŭha, bo heta była vielmi havarkaja koška:

— Nie razumieju, čamu ludzi kidajuć svaich dziaciej? Ale ludzi kidajuć i svaich košak. Dy jany ŭvohule šmat čaho kidajuć. Bo ŭ ich zamała łaski i honaru. Nie budź takim! Voś tabie ad mianie padarunak — trochi bolej łaski i honaru za zvyčajnyja čałaviečyja. A ŭ mianie jašče šmat. Mnie chopić.

Koška ŭźniałasia na łapki, abliznuła zabrudžanaje futračka:

— Nu, byvaj! Pajdu da svaich kacianiat!

Nasamreč koška pasiadzieła b jašče. Jana lubiła parazvažać, a błakitnavokaje dzicia było nadzvyčaj udziačnym słuchačom. Ale ŭžo zdalok koška pabačyła sabaku, a ź im hutaryć joj nie chaciełasia.

Sabaka padbieh da małoha i adrazu pa-siabroŭsku liznuŭ jaho ŭ nos. I adrazu raschvalavaŭsia:

— Jak! Čamu ty tut? Dzie tvoj dom? Małoje dzicia musić być doma! Dzie tvaja mama?

— Nie viedaju, — adkazała dzicia byccam nie słovami, a pozirkam.

— Chto ž, chto ž heta zrabiŭ! — turbavaŭsia sabaka. — Davaj napadziem na śled! Nie, śled rastaŭ. Treba ciabie ratavać! Davaj razam!

— Jak? — spytała dzicia.

— Kryčy! Heta vielmi dapamahaje! Kali ja kryču, zło adychodzić, a dabro nabližajecca. Ja ŭsio žyćcio kryču. I ty nie chvalujsia. Hałoŭnaje — kryčy! Nu, davaj razam!

I jany zakryčali razam, chto jak umieŭ. Sabaka, praŭda, chutka pabieh — nie inakš pa dapamohu, — a dzicia praciahvała kryčać, i jamu vielmi padabałasia kryčać. Heta było jak śpieŭ. I śniažynki znoŭ pačali padać ź niabiosaŭ i kružycca ŭ tancy. I varona bajałasia znoŭ padlacieć. A dzicia kryčała štosiły, i źjaŭlalisia i vychodzili ŭ śviet jahonaja pieršyja pačućci: radaść i praha žyćcia — i biaskoncaje nierazumieńnie, čamu niama da kaho prytulicca, aprača brudnaj vatoŭki.

I tut da jaho padyšła žančyna ŭ zialonaj chuścinie z kvietkami. Jana zaharnuła małoje ŭ svaju pryhožuju chuścinu i paniesła.

— Chto ty? — spytała małoje, ale žančyna tolki ŭśmichałasia. Ale kolki łahody i dabryni bačyła dzicia ŭ raspłyvistych plamach jaje vačej, nosa, vusnaŭ — bo inakš małoje bačyć pakul nie ŭmieła. — Ty... mama?

— Ja Žyćcio, — adkazała žančyna. — Adnojčy ja zrabiła pamyłku, ale ciapier vypraviła.

Jana prycisnuła dzicia da siabie, i toje adčuła, što takoje sapraŭdnaja ciepłynia. Jano było samo cud, i cud adbyŭsia ź im. Dzicia zasnuła i ŭ śnie bačyła novyja cudy.

Nieba ačyściłasia, schapiŭsia marozik, i śniažynki kružylisia ŭ tancy i sadzilisia na ziamlu i adna na adnu, utvarajučy vytančanyja žyvyja fihury. Zaŭtra sonca budzie hrać na ich, i ŭsie spyniacca pierad ich pryhažościu. I, mahčyma, im paščaścić pratrymacca nie adzin dzień — moža, navat ceły miesiac!

3 śniežnia 2009

Клас
0
Панылы сорам
0
Ха-ха
0
Ого
0
Сумна
0
Абуральна
0

Chočaš padzialicca važnaj infarmacyjaj ananimna i kanfidencyjna?